*Laura*
W dłoniach trzymałam skasowane bilety autobusowe i zużyte wejściówki do różnych miejsc. Bałam się wejść do domu. Nie wiedziałam, co zastanę i jak mnie przywita Vanessa. Bałam się, że zacznie wrzeszczeć ile to wstydu się przeze mnie najadła w pracy albo po prostu zignoruje mój powrót i wrócimy do normalności tak jakby nigdy nic się nie stało. Zabolałoby mnie to. Bardzo chciałam zobaczyć na jej twarzy uśmiech i ulgę, że wreszcie wróciłam. Westchnęłam głęboko, po czym przekręciłam klucz w drzwiach i nacisnęłam klamkę. Przeszłam przez próg i przystanęłam na moment. Stęskniłam się za domem, więc chciałam napawać się jego widokiem. Moja siostra wyjrzała z kuchni, żeby zobaczyć kto wszedł. Upuściła szklankę na mój widok. Oczy niemal natychmiast zaszły jej łzami, biegiem rzuciła się w moim kierunku i objęła mnie mocno. Zamarłam. Nie umiałam się poruszyć. Moje mieśnie jakby odmawiały mi posłuszeństwa.
-Przepraszam - usłyszałam jej łamiący się szept tuż przy moim uchu. - Przepraszam, byłam straszną.
Po moim policzku spłynęła pierwsza łza, a za nią popłynął prawdziwy potok. Wtuliłam się w Vanessę. Płakałyśmy sobie w ramię. Nie sądziłam, że taki dzień kiedyś nadejdzie.
-Lau. - Ness pogładziła mój policzek, uśmiechając się przez łzy, jakby próbowała powiedzieć "Już wszystko będzie dobrze. Zatroszczę się o to". - Kocham cię.
-Vanessa, przepraszam. - Pociągnęłam nosem. - Ja... Nie wiem co powiedzieć.
-Zapomnijmy o tym co było. - Kolejne słone krople spływały po jej policzkach. - Przecież jesteśmy siostrami.
-Też cię kocham. - Rozkleiłam się jeszcze bardziej i znów wtuliłam się w nią z całych sił.
Stałyśmy w przedpokoju i płakałyśmy jak idiotki, ale byłyśmy szczęśliwe. Cholernie szczęśliwe. W tamtym momencie obie miałyśmy nadzieję, że wszystko się ułoży, że wszystko zmieni się na lepsze, bo w końcu miałyśmy siebie na wzajem i wreszcie to zrozumiałyśmy.
-Tak właściwie to gdzie byłaś? - spytała czarnowłosa, gdy sprzątałyśmy stłuczoną szklankę.
Przełknęłam ślinę, bojąc się, że nagle moja umiejętność kłamania gdzieś się rozpłynęła. W dodatku przeszła mi w głowie myśl, żeby jej o wszystkim powiedzieć. Uciekła mi na szczęście z głowy tak szybko jak się pojawiła. Nie mogłam jej wyjawić prawy i wkopać ją w to wszystko. Miała poukładane życie, w przeciwieństwie do mnie.
-W Vegas - wyszczerzyłam się dumnie pokazując jej wejściówki do najlepszych klubów i kasyn.
Wszystko załatwił Ben, po tym jak wpadł na genialny pomysł, że Las Vegas to najlepsza wymówka pod słońcem. Według tych wszystkich świstków i papierków mieliśmy spędzić trzy piękne miesiące w Las Vegas, korzystając z wszystkich możliwych atrakcji w tym mieście. Szkoda, że to nie była prawda i zamiast tego trzy miesiące spędziliśmy w najgorszej spelunie, jaką kiedykolwiek widziałam, a niestety często bywaliśmy w takich spelunach.
-Jesteś najgorszą siostrą na świecie - mruknęła, patrząc na mnie spod byka po przejrzeniu biletów, które położyłam przed nią. - Ale wybaczam, cieszę się, że świetnie się bawiłaś.
-Serio? Nie będziesz robić mi wyrzutów? - Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
-Nie zamierzam. - Uśmiechnęła się. - No chyba, że bardzo chcesz.
-Skądże - odpowiedziałam szybko, na co Vanessa cicho zaśmiała się pod nosem.
To był jeden z najlepszych dni w moim życiu. Miał być początkiem w odbudowywaniu naszych siostrzanych więzi. Zapowiadało się, że jeszcze wiele podobnych dni będzie przed nami. Jednak nagle wszystko obrało zły kierunek.
*Rocky*
-Mogliśmy jednak podjechać do tego fryzjera - śmiał się Brook, patrząc na moje włosy, które związywałem w samochodzie.
-A mi tam podobają się takie dłuższe - wzruszyłem ramionami.
-Pasują ci. - Charlie uśmiechnęła się do mnie dodając mi otuchy.
Wszyscy siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy w kierunku mojego domu. Stresowałem się odrobinę, bo dawno nie widziałem mojego rodzeństwa i nie wiedziałem jak zareagują, ale z każdą mijającą minutą mój stres mijał. Myślałem o tym jak wiele się zmieniło i jak to teraz wpłynie na moje zachowanie w stosunku do bliskich. Miałem nadzieję, że przy nich wciąż będę tym samym chłopakiem, który pisał teksty i rozśmieszał każdego.
-Dobra młody, trzymaj wszystkie papiery i nie daj plamy - polecił Chris, podając mi do ręki kilka rzeczy
-Dzięki - mruknęłem, po czym wyszedłem z samochodu. - Do zobaczenia.
Przez moment stałem jeszcze na chodniku machając im. Przygryzłem wargę, gdy obróciłem się i spojrzałem na dom. Wciągnąłem dużo powietrza, po czym spokojnie wypuściłem je, chcąc uspokoić bicie swojego serca jak i napawać się tym znanym mi zapachem. Ktoś robił spaghetti i cudowna woń rozchodziła się po otoczeniu. Oblizałem wargi, po czym zapukałem do drzwi. Otworzył je Ross. Zlustrował mnie wzrokiem i spojrzał na mnie dziwnie.
-Zmieniasz styl na bezdomnego? - spytał, unosząc jedną brew.
-Skąd to pytanie?
-Twoje włosy wyglądają - przerwał, szukając słowa - Ciekawie.
-Dzięki, nie zdążyłem wstąpić do fryzjera, gdy wracałem - zaśmiałem się. - Tak bardzo się za wami stęskniłem.
-Nie miałeś już kasy na fryzjera, prawda?
-Być może - uśmiechnąłem się, po czym wszedłem do środka, a rzeczy, które dał mi Chris położyłem na stoliku. Ross rzucił się na nie niczym jakieś zwierzę, takiego zszokowania na jego twarzy jeszcze nie widziałem.
-Jak mogłeś mnie ze sobą nie zabrać? - spytał, nie mogąc zrozumieć.
-Chciałem od was odpocząć.
-Ross kto przyszedł? - zapytała Rydel, wychodząc z kuchni w różowym fartuchu - Riker! Twój kochany braciszek wrócił! - zaśmiała się, po czym przytliła mnie, mówiąc "Dobrze, że wróciłeś".
*Chris*
Zmęczony od razu rzuciłem się na kanapę, przez co cały kurz, który się na niej zebrał, uniósł się do góry, a ja myślałem, że zakaszle się na śmierć. Jednak, gdy opadł z powrotem udało mi się uspokoić mój kaszel.
-Głupi jesteś - powiedziała Victoria, ręką odpędzając od siebie kurz.
-Patrz jakiego mi tu bajzlu narobiłeś - warknął Brooke rozglądając się po pokoju.
-Chciałem się przespać - mruknąłem, wstając z sofy. - Przydałoby się tu posprzątać.
-Ja nawet nie chce wiedzieć jak to wygląda u nas - wymamrotała Vicky, biorąc się za ścierkę.
-To ja mam sprzątać tu i jeszcze u nas?! - spytałem zły. - Zlituj się kobieto.
-Nie przesadzaj - Charlie, podała mi odkurzacz.
Z szokiem spojrzałem na tego starocia, po czym swój wzrok przeniosłem na Brooke'a. Jeżeli on myślał, że ja będę odkurzać u niego w domu jakimś muzealnym eksponatem to się grubo mylił. Razem z odkurzaczem powędrowałem w stronę chłopaka. Wręczyłem mu urządzenie, po czym oznajmiłem, że ja się wezmę za porządkowanie w kuchni. Śmiałem się słysząc przeklinania dochodzące z salonu. Uwinąłem się z robotą dość szybko, akurat w tym samym momencie, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Przełknąłem ślinę. Ostatnio, gdy ktoś pukał do drzwi dostaliśmy zlecenie, przez które Charlie trafiła do szpitala, a potem musieliśmy się ukrywać. Mimo wszystko ruszyłem w kierunku drzwi. Nacisnąłem klamkę i przekonałem się, że moja intuicja nie myliła się. Na wycieraczce leżała koperta. Rozejrzałem się wokół, po czym podniosłem ją i wróciłem do reszty.
-Dostaliśmy coś - powiedziałem dość głośno, po czym pokazałem kopertę.
Wszyscy od razu spojrzeli sie na mnie i zrobili miejsce na stole, bym mógł otworzyć przesyłkę. Victoria podała mi swój nóż. Usiedliśmy na w miarę odkurzonych sofach. Moje ręce zaczęły się trząść i odmawiać mi posłuszeństwa, gdy miałem przeciąć papier. Charlie odebrała ode mnie nóż i kopertę, po czym spojrzała na mnie jakby pytając czy może. Przytaknąłem ruchem głowy, po czym spuściłem swój wzrok na buty. Było mi wstyd.
-Mamy przejebane - szepnęła Charlie, po przeczytaniu listu.
Victoria wyrwała różowowłosej kartkę z rąk i zaczęła czytać na głos. Z każdym słowem bicie mojego serca przyśpieszało i zaczynał oblewać mnie zimny pot. Brooke patrzył na mnie jakby czekając na ratunek, miał nadzieję, że powiem coś, co wszystkich uspokoi, a tymczasem sam siebie nie umiałem uspokoić.
-Zleceniodawca się myli - powiedziałem po chwili namysłu. - Nic nam nie grozi.
-Skąd ta pewność? - spytała Victoria. - Jeżeli się mylisz musimy pierwsi zaatakować, nim oni nas powybijają.
-Nie mylę sie! Nie będziemy nic robić! - uderzyłem pięścią w stół.
-Powinniśmy powiedzieć o tym Laurze - wtrącił spokojnym tonem, bojąc się mojej reakcji.
-Laura o niczym się nie dowie! Zaczęłaby działać a to napewno przyniosłoby niepotrzebne straty - warknąłem, wyrywając siostrze papiery z rąk, po czym zacząłem je targać. - Osoba, która jej powie ciężko tego pożałuje.
Bałem się zacząć działać. Nie chciałam stracić żadnego z członków i wolałem zignorować wiadomość, którą wysłał nam nasz zleceniodawca. Miałem ogromną nadzieję, że naprawdę mam rację i on się myli. Żałowałem później tego. Być może mielibyśmy szansę na zwycięstwo, gdybyśmy zaczęli coś robić, ale gdy pozwoliliśmy działać przeciwnikom... Byliśmy na przegranej pozycji.