czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 3


*Brooke*

Charlie była w szpitalu, więc chciałem się jakoś rozluźnić... Ale nie wyszło mi. W czasie mojego relaksu, do pokoju wpadła Vicky. Oderwałem się od Scarlett i z wściekłością spojrzałem na rudą. Ona zaczęła jedną ręką rzucać we mnie moimi ubraniami, które walały się w pomieszczeniu. Dopiero wtedy zauważyłem, że w drugiej ręce trzyma broń, a na jej biodrach widniał pas z dużym zapasem noży.
-Co ty tu do cholery robisz?! - wrzasnąłem, gdy omal nie oberwałem butem.
-Ubieraj się i każ wyjść laluni, bo mam ochotę poderżnąć jej gardło - syknęła Vicky, kompletnie ignorując moją wcześniejszą wypowiedź.
Widziałem, że nie czas na pytania. W tempie ekspresowym zacząłem wkładać na siebie ciuchy, a dziewczyna mocno złapała blondynkę pod ramię i po wręczeniu jej ubrań zaczęła kierować się z nią do wyjścia. Moja nowa znajoma zaczęła się skarżyć na bolesne wyprowadzanie.
-To boli - jęknęła. - Puść mnie.
Wtedy Victoria podniosła pistolet i skierowała lufę na jej skroń.
-Chcesz zarobić kulkę w łeb? - spytała miło, na co jej ofiara tylko pokręciła głową. - To siedź cicho. Nie mam ochoty się z tobą patyczkować.
Gdy już sytuacja z dziewczyną została opanowana, a ja byłem ubrany i jako tako ogarnięty, Victoria wręczyła mi broń, którą kazała schować, po czym wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodu Chrisa, gdzie była już reszta naszej bandy. Wszyscy oprócz Charlie oczywiście. Błądziłem pytającym wzrokiem po zebranych. Jednak jakoś nikt nie kwapił się zacząć rozmowy i cokolwiek mi wyjaśnić.
-Halo - odezwałem się w końcu. - Ktoś mi może powie o co tu chodzi?
-Zaraz - warknął Chris, po czym skręcił i zatrzymał się na pustej stacji benzynowej.
Wyszedł, by zatankować, a ja zostałem sam z dziewczynami, które tępo patrzyły się przed siebie. Ich twarze nie pokazywały żadnych emocji. Nie mogłem nic wywnioskować z ich wzroku. Victoria co chwila opuszkami palców dotykała ostrza swojego ulubionego noża, a Laura obracała w rękach swój wisiorek. Czyli coś jest na rzeczy ~ zrozumiałem.
-Szkoda, że nie zabiłam tej twojej niuni - mruknęła w końcu rudowłosa. - Może opanowałabym troche emocje.
-Chciałeś przelecieć jakąś panienkę, gdy Charlie leży w szpitalu? - Laura siedząca na miejscu obok kierowcy, obróciła głowę w moją stronę i spojrzała na mnie niedowierzając.
-Chciałem odreagować - wymamrotałem i odwróciłem wzrok. - A poza tym wypiłem parę drinków.
-Ja powinnam była odreagować, a nie ty - oznajmiła Marano. - Nie dość, że opuściłam jedną z najważniejszych misji, przeszłości zachciało się teraz wracać, to w dodatku Charlie leży w szpitalu przeze mnie! Akurat zachciało mi się dzwonić do niej i pytać o powodzenie misji... - ostatnie zdanie powiedziała ciszej, po czym zwróciła się do Vicky - Mogłaś zabić tę jego dziwkę.
-Wiem, ale w sumie to nie było aż tyle czasu, by potem zacierać ślady. - Zamyśliła się rudowłosa.
Przez moment nikt się nie odzywał, ale postanowiłem sprostować jedną rzecz.
-A tak właściwie to ona miała chyba na imie Scarlett - poinformowałem je cicho.
-Gratulacje, po raz pierwszy spytałeś o imię - prychnęła Laura. - Weź się już nie odzywaj, bo zaraz skończysz z kulką w czaszce.
Milczeliśmy jeszcze, gdy wrócił Chris. Brunet odpalił silnik i ruszyliśmy. Po paru minutach jazdy wjechaliśmy na jakąś leśną drogę. Po obu stronach rosły drzewa, wśród których rozpoznawałem parę rodzai. Zatrzymaliśmy się w głebi lasu. Chris westchnął ciężko, po czym wraz z Laurą obrócił się w stronę Victorii i mnie.
-Musimy ich zabić - odparł Chris z wściekłością, a ja zrozumiałem już po co jedziemy, ale martwiło mnie parę spraw.
-Ale jak? Przegraliśmy, gdy była z nami Charlie. Teraz jest nas taka sama ilość i wciąż nie mamy szans. - Patrzyłem na nich, na ich reakcje, ale oni nie odezwali się, więc kontynuowałem - Chciecie żebyśmy szli na pewną śmierć? Charlie nie byłaby z tego zadowolona
-Ale to właśnie o nią chodzi - warknęła Vicky. - Musimy pokazać, że nie pozwalamy ranić naszych ludzi. Zabiłam ich głównego szefa. Teraz jest tam zamieszanie, więc mamy szansę.
-W takim składzie i tak jest niewielka - prychnąłem.
-Właśnie dlatego musimy mieć jeszcze jednego członka ekipy. Musimy zdobyć jeszcze jednego chłopaka - wyjaśniła Laura mając na twarzy jeden z tych swoich tajemniczych uśmieszków.
Wiedziałem, że już coś uknuła. Jednak z jej planów zawsze wychodzimy bez szwanku, dlatego byłem pewny, że cokolwiek uknuła - wyjdzie to nam na dobre. Kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam. Po mnie to samo zrobiło rodzeństwo Carmen. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Victoria pokazała nam plan, który zdobyła. będąc na terytorium wroga. Omawialiśmy strategię. Mnie jednak trapiła jedna myśl...
Ta misja będzie sprawdzianem dla nowego członka bandy, więc albo on przeżyje i pokaże, że jest coś wart, albo umrze i zapomnimy o nim z pierwszą porcją ziemi rzuconej na jakąś atrapę nagrobka. Najgorsze będzie, gdy on zawali. Wtedy misja może znów się nie udać, a my możemy nie ujść z życiem.
Wszystko będzie zależało od tego kim będzie ON. Kogo wybrała Laura? O kim myśli mówiąc "nowy"?
A najważniejsze pytanie... Czy będzie potrafił zabić z zimną krwią i potem żyć bez wyrzutów sumienia?

*Chris*

Siedzieliśmy przy łóżku szpitalnym naszej różowowłosej. Moja siostra delikatnie czesała jej miękkie włosy, a Laura głaskała wierzch jej dłoni. Ja i Brooke uśmiechaliśmy się promiennie do rannej, a nawet od czasu do czasu wtrąciliśmy coś do rozmowy, która toczyła się między dziewczynami. Śmialiśmy się, gdy Charlie z tak wielkim zapałem mówiła jak, żałuje, że nie może zabić jednego z tych gangsterów. Miałem przeczucie, że Laura zostawi dla niej specjalnie jednego z nich. W końcu nasza poszkodowana wyjdzie z wprawy, więc zaraz po wypisaniu ze szpitala będzie musiała odebrać kolejne marne, ludzkie życie. Oczywiście nie mówiliśmy jej nic o naszych zamierzeniach i o tym, że niedługo będziemy mieć kolejnego kompana.
Nie zdziwi mnie, jeśli później to Brooke będzie musiał jej o tym powiedzieć i oberwie butem.
Kamień spadł mi z serca, gdy wszedł nagle lekarz i powiedział, że rany dosyć dobrze się goją, ale dziewczyna musi zostać parę dni w szpitalu, bo jest bardzo osłabiona. Widziałem, że każdego z nas ucieszyła ta sytuacja.
-Fajnie, ale cholernie tu nudno mimo iż siedzę tu tylko parę godzin - zaczęła marudzić Charlie. - Mam nadzieję, że będziecie mnie odwiedzać, hę?
-Wolę przeżyć, gdy wyjdziesz z tej nory, więc ja napewno będę wpadać - zaśmiała się Vicky, za co oberwała w bok od różowowłosej.
-Nie moglibyśmy cię nie odwiedzać - wtrąciła Laura. - Umarlibyśmy z tęsknoty.
-Już mi tak nie słódź - westchnęła panna Grande. - Wiem, że chcecie się już stąd wyrwać. Droga wolna. Idźcie. Ja muszę się przespać - oznajmiła, po czym ziewnęła i przeciągnęła się.
Pożegnaliśmy się z nią i wyszliśmy z jej sali, a potem przez główne drzwi wyszliśmy na zewnątrz. Odetchnąłem świeżym powietrzem. Spojrzałem na resztę. Lau dała znak, że chce nam już powiedzieć kogo wybrała, skierowaliśmy sie więc do auta. Nie kojarzyłem jej znajomych. Wiedziałem tylko, że dawniej miała przyjaciół z planu serialu, ale oni po zakończeniu kręcenia kopnęli ją w dupę i zapomnieli o jej istnieniu. Gdy siedzieliśmy już na miejscach, brunetka przełknęła gulę, która tkwiła jej w gardle.
-Teraz będzie pewnie w parku - powiedziała, czym dała mi znak, żebym tam pojechał.
Odpaliłem samochód. Wystarczyło jakieś dziesięć minut, żebyśmy dotarli na miejsce. Laura wyszła z pojazdu, trzasnęła drzwiczkami, po czym oparła się o nie. Dołączyliśmy do niej. Brązowoka rozglądała się uważnie. Po chwili jej wzrok zatrzymał się na kimś. Nagle spuściła głowę.
-Na ławce obok starej wierzby - mruknęła, a my spojrzeliśmy w skazanym przez nią kierunku.
Na ławce siedział brunet. Wyglądał na wysokiego, miał dobrą posturę i dało się zauważyć umięśnienie. Miał koszulkę, która ukazywała jego ramiona. Na obu rękach miał tatuaże. Prawa ręka ukazywała różę, a lewa szkielet z gitarą - o ile dobrze zobaczyłem. Miał lekki zarost, ale nie wydawało się, że ma zapuścić brodę. Jego twarz wydawała mi się znajoma. Przeniosłem swój wzrok na Laurę. Dziewczyna wciąż miała spuszczoną głowę i wpatrywała się w swoje czarne trampki, postanowiłem więc znów lepiej przyjrzeć się chłopakowi. Wydawał się być odrobinę starszy od Laury. Nagle moją uwagę przykuło coś, co stało obok ławki na której siedział. Motor. Cudowna czarna maszyna, tak czysta, że prawie błyszcząca. Nie miała żadnej rysy.
-Jeździ? - spytałem Laurę, a ona przytaknęła ruchem głowy.
-Dobrze się sprawdzi w swojej roli - oznajmiła po chwili Victoria, czym sprowadziła na siebie naszą uwagę.
-Mam taką nadzieję - odparła Marano.
-W jego spojrzeniu jest coś takiego... Że jestem tego pewna.
-W takim układzie, moi drodzy... - zaczęła brunetka, ale zawahała się przez moment. - Przedstawiam wam Rockiego Lyncha.
Zatkało mnie. Lynch. To nazwisko mówiło mi niezbyt wiele, ale w sumie wystarczająco dużo, żebym się sprzeciwił. To Ross Lynch ją skrzywdził, więc ja nie zamierzam się sprzymierzać z jego bratem. Mają to samo DNA. Są siebie warci.
-Nie zgadzam się - warknąłem. - Nie będę pracować z jego bratem.
-On jest inny - przerwała mi Lau. - Z nim utrzymywałam kontakt najdłużej i w sumie to ja przestałam się odzywać, bo nie chciałam żeby widział jak cierpię - wyznała brunetka.
-Mimo to wyrażam swój sprzeciw.
-Możesz sobie ten sprzeciw wsadzić w dupę. Nie mamy wyjścia. On się najlepiej nadaje ze wszystkich, których znam... Ufam mu, a to jest chyba istotne, prawda?
-Możemy zaryzykować - wtrącił Brooke, który wcześniej nie zabrał głosu. - Właściwie to musimy.
Zostałem przegłosowany. Victoria także się zgodziła. Podjęliśmy decyzję, że zaczekamy do wieczora. Marano poinformowała nas, że chłopak zawsze lubił siedzieć w parku podczas zachodów słońca, a potem, gdy już było wystarczająco ciemno ścigał się z wiatrem na motorze. Uwielbiam czuć wiatr we włosach i adrenalinę w żyłach, zupełnie tak jak my. Zajęliśmy jedną z ławek. Nikt nie wiedział jak zacząć rozmowę i o czym w ogóle zacząć konwersować. No może oprócz Victorii...

-Lau, wiesz, że on może zginąć już jutro jeśli jednak zawiedzie? - zaczęła ruda.
-Wiem, ale sama mówiłaś, że dobrze się sprawdzi.
-To tylko intuicja. Mogę sie mylić.
-Spójrzmy prawdzie w oczy - westchnęła Laura. - Twoja intuicja nigdy się nie myli.
-Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - Moja siostra zaśmiała się lekko, ale po chwili spoważniała. - A jeśli potem będą go męczyć wyrzuty sumienia? Albo nie będzie potrafił zabić?
-Nasze początki też były trudne - wspomniała brunetka wymijająco.
-My i tak byliśmy zepsuci... Każdego z nas ktoś zranił i obudził rządze zemsty.
-On też ma swoją przeszłość. O to się nie bój. Wystarczy tylko obudzić w nim wspomnienia.
Odpowiedzi i zachowanie Laury nie ułatwiało prowadzenia rozmowy, więc rudowłosa szybko ją zakończyła. W ciszy doczekaliśmy zachodu słońca. Sprawdziło się to co mówiła Marano. Brunet siedział wciąż na ławce i zastanawiał się nad czymś. Obawiałem się, że zaintrygowaliśmy go i że zmyje się z parku zanim inni ludzie opuszczą to miejsce. Jednak moje obawy okazały się niepotrzebne. Chłopak jak siedział tak siedział. Gdy potencjalni świadkowie opuścili park, zrozumieliśmy, że trzeba już przejść do akcji.
-Ja pójdę - powiedziała twardo Victoria. - Wytłumaczę mu to i tamto, a potem Marano możesz się dołączyć, gdy dam ci znać.
Dziewczyna wstała, poprawiła kurtkę i podeszła do chłopaka. Usiadła obok niego. Oparła się ręką o jego ramię i zaczęła coś do niego mówić.

*Victoria*

-Zapewne nie domyślasz się co mi chodzi po głowie - zaczęłam rozmowę z Rocky'm
-Nie mam zielonego pojęcia - odparł brunet, błądząc po mnie pytającym wzrokiem. - Rozjaśnisz mi tę sytuację?
-Przydasz się naszej ekipie, Rocky Lynchu.
-Znasz mnie?
-Ja nie, ale Laura tak... Mamy zadanie do którego jesteś nam potrzebny - wyjaśniłam bez ogródek. Rozsunęłam kurtkę, przez co pokazałam mu zapas noży w pasku, który miałam na biodrach. Zauważył jeszcze broń umieszczoną w wewnętrznej kieszeni kurtki. - Dostaniesz własny sprzęt. Pytanie tylko czy potrafisz z niego korzystać.
-Miałem okazję kiedyś strzelać, ale powinno was martwić to, że nie piszę się na taki układ - oznajmił Rocky, po czym próbował wyrwać swoje ramię z uścisku. Zaciskałam dłoń na nim.
-Chyba nie rozumiesz pewnej sprawy - zaśmiałam się, ale szybko mój wyraz twarzy znów stał się poważny. - To my decydujemy czy dojdziesz czy nie. Informuję cię, że podjęliśmy decyzję, iż będziesz w naszej bandzie
Brunet pokręcił głową, niedowierzając. Wyjęłam z paska niewielki nóż i przyłożyłam mu do gardła.
-Cieszę się, że już przetrawiłeś najważniejszą sprawę. A teraz kolejna informacja. - Uśmiechnęłam się lekko, - Jeśli ktoś dowie się o tej rozmowie, ten nóż będzie narzędziem zbrodni, której na tobie dokonam.
-Będę milczał - zapewnił mnie.
-Zapewne jak grób. To mnie nie martwi - oznajmiłam. - Jednak musisz też wiedzieć, że nie można opuścić naszej ekipy. Znajdziemy cię. Wszędzie.
Zamilkłam i kiwnęłam głową, dając Laurze sygnał, że może podejść.
-Jest coś jeszcze co muszę wiedzieć? - spytał zrezygnowany. Dało się zauważyć iż odrobinkę się podłamał. Miałam coś powiedzieć, ale Lau wzrokiem mordercy dała mi znać, że nie podoba się jej widok noża przy jego szyi, więc musiałam schować narzędzie.
-Witaj w naszej drużynie - przywitała się Laura wesoło... A moje zastraszanie poszło się bujać.
-Lau? - Rocky zdziwiony podniósł głowę.

wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 2



*Laura*

Gdy  na kacu wróciłam do szkoły, dyrektor od razu wezwał mnie do siebie. Podejrzewałam, że musiał mnie widzieć, gdy szalałam po pijaku i teraz wygłosi mi kazanie na temat mojego zachowania. Jednak, gdy weszłam do gabinetu od razu ocknęłam się z kaca. Na jednym z krzeseł siedział Ross Lynch. Dupek Ross Lynch...  Zdziwił się na mój widok. Dyrektor zagłębił nas oboje w swój pomysł. Ross miał niby sprawować nade mną opiekę. Co dziwne, nim zdążyłam odrzucić tę propozycję, on ją przyjął. Patrzyłam, niedowierzając, na blondasa. Jednak starałam sie ukryć moje zaskoczenie.
-Lau? - odezwał się w końcu, a ja wzdrygnęłam się na to słowo. Za dawnych czasów tak się do mnie zwracał.
-Nie mów tak do mnie - warknęłam. - Tylko przyjaciele mogą się tak do zwracać.
Blondyn już nic nie powiedział. Spuścił wzrok. Chyba zrozumiał co miałam mu do zarzucenia i sam wstydził się swojego zachowania. Trudno. Cieszyłam się tylko, że moja przemiana tak go zszokowała. Nie raz zastanawiałam się jakby wyglądało nasze spotkanie po latach. Miałam wrażenie, że albo będę rozzłoszczona albo szczęśliwa, że go widzę... Jednak byłam obojętna na wszystko ,co miało się teraz dziać, miałam w dupie czy on będzie mnie "pilnował" czy ktoś inny. Musiała być tylko jakaś osoba, która posłuży za moją niańkę.
W końcu dyrektor otrząsnął się i patrzył na nas pytająco, lecz żadne z nas nie raczyło się odezwać.
-To wy się już znacie, tak? - spytał po chwili. - To ułatwi nam wszystko...
-Nie sądze - mruknęłam. - Nie uważam, żeby ta znajomość była korzystna dla nas, a tym bardziej dla pana
Dyrcio kiwnął głową i pozwolił nam już wrócić na wykłady. Ja poszłam w lewo, a on skierował się w prawo. Miałam wejść już do sali, gdy nie wiadomo dlaczego zachciało mi się płakać.
-Nie - powiedziałam twardo do siebie. - Pamiętaj, że jesteś teraz inna. Pamiętaj, co sobie obiecałaś...
Miałam ogromną gulę w gardle. Starałam się ją przełknąć. Poczułam, że coś mokrego spłynęło mi po policzku. Jedna łza. O jedną za dużo. Starłam ją szybko wierzchm dłoni. Odetchnęłam głęboko i nacisnęłam klamkę, po czym weszłam do pomieszczenia. Wzrok wszystkich tam zgromadzonych powędrował na moją osobę. Profesor wstał i już miał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
-Dyrektor mnie wzywał do gabinetu, znowu.
Mężczyzna kazał mi zająć wolne miejsce i kontynuował lekcję. Jak zwykle nie słuchałam, gdyż rozmyślałam o różnych sprawach. Zastanawiałam się jak mojej bandzie idą misje. Victoria już załatwiła dwójkę i teraz podobno został im tylko jeden gang. Konkurencja dla naszego zleceniodawcy. Trzymałam za nich kciuki. Bałam się, że tej misji nie przeżyją. Są w czwórkę, a mają pokonać ponad dziesięcioosobową ekipę i jeszcze wynieść towar. Nawet ze mną mieliby słabe szanse... Jednak to nie było wszystko, co przeszkadzało mi w skupieniu się na lekcji. Moje myśli krążyły jeszcze wokół mojej obietnicy, którą sobie złożyłam. Miałam nigdy już przez nikogo nie płakać. Od tamtej pory osoby, przez które po moich policzkach lały się słone potoki, leżą już dwa metry pod ziemią albo boją się do mnie podejść. Victoria i Chris pomagali mi się pozbywać pewnych osób, a Charlie i Brooke okaleczali delikatnie niektórych. Tym razem nikt nie mógł sie dowiedzieć o tym, że miałam spotkanie z moim byłym przyjacielem. Victoria obiecała, że jeśli kiedyś go spotka to poderżnie mu gardło. Gang wiedział, że ciężko przeżywałam chwile gdy nie miałam w nim wsparcia, że nie raz płakałam w poduszke, wspominając dawne chwile z nim. Byli świadkami mojej własnej "terapii", podczas której powycinałam go ze wszystkich zdjęć. Dzięki nim zrozumiałam, że to nie była moja wina. Że to nie przeze mnie rozwaliła się nasza przyjaźń. Uzmysłowily mi, że skoro on zerwał ze mną wszelkie kontakty to tylko dlatego, ponieważ nie był wart mojej znajomości.
Moja myśli przerwał trzask w ławkę.
-Marano! - wrzasnął nauczyciel, po tym jak uderzył w blat - Zadałem ci pytanie!
-Przepraszam panie profesorze - odpowiedziałam i utkwiłam swój wzrok w trampkach.
-Dobrze się czujesz? - spytał mężczyzna, a ja podniosłam głowę by spojrzeć na niego.
-Tak, prosze pana. - Mój wzrok pytająco błądził po posturze czterdziestolatka.
-Jessica, zabierz pannę Marano do higienistki - zwrócił się do dziewczyny z pierwszej ławki. - Wydaję mi się, że Laura dostała wstrząsu mózgu.
Po chwili dotarło do mnie o co chodziło facetowi. Byłam uprzejma. Przeprosiłam za swoje zachowanie. Powiedziałam słowo "Przepraszam" do pracownika uczelni... Od razu otrzeźwiałam.
-No chyba sobie ze mnie żartujesz, profesorku! - krzyknęłam.
-Jessico usiądź - odparł spokojnie. - Wygląda na to, że chwilowy wstrząs panny Laury właśnie minął.

*Charlie*

Spokój. Oddychaj. Opanuj się ~ napominałam się w myślach. Masz tylko zestrzelić dwóch ludzi, którzy staną ci na drodze. Jak Victoria może to tak łatwo robić?! Miałam wrażenie że serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Żołądek podchodził mi do gardła. Wychyliłam głowę, by spojrzeć na mój cel. Dwóch mięśników. Miałam szczęście, że nie mieli przy sobie nawet noży, którymi mogliby rzucić. Pewność siebie ich zabije - prychnął jakiś głos w mojej głowie i natychmiast przypomniały mi się słowa Laury, które kierowała do Vicky. Znów ustawiłam sie w bezpiecznej pozycji. A co jeśli było mi dane ostatni raz widzieć te dwie? Albo za niedługo ujrzę rudą z kulką w czasce?
Ta misja była trudna. Byłam pewna, że w najlepszym przypadku któreś z nas zostanie wyłącznie ranne. Jednak bałam się najbardziej tego, że ktoś z ekipy nie ujdzie z życiem. Do moich uszu nagle dotarły dwa męskie głosy. Zaczęli rozmawiać i nawet nie spodziewali się, że będzie to ich ostatnia rozmowa. Czekałam na sygnał - niewielkie światełko na ścianie wywołane przez lusterko Vicky. Mój oddech delikatnie się uspokoił i rozluźniłam się, gdy nabrałam pewności, iż żaden z tych dwóch typów nie zamierza kierować sie w moją stronę. Wiem, że mam ich zabić, ale niech to się stanie jak najpóźniej ~ błagałam. Usłyszałam kroki i znieruchomiałam. Czyżby jednak te dryblasy zdecydowały sie na przechadzke? Czułam jak znów przyśpiesza mi tętno. Nie mogłam zapanować nad rosnącym zdenerwowaniem. Prawie padłam na zawał, gdy zadzwonił mój telefon. Kuźwa! Teraz już nie jestem bezpieczna. Dali ci najłatwiejsze zadanie, a ty je spieprzyłaś, bo zapomniałaś wyciszyć dzwonki. Wyjęłam komórkę z kieszeni i spojrzałam szybko na wyświetlacz. Laura. Odrzuciłam połączenie i rzuciłam telefonem o ścianę. Wiedziałam, że ci dwaj zbliżają się teraz w moim kierunku. Odetchnęłam głęboko. Pamiętaj ty masz broń, więc masz szanse na wygraną ~ powtarzałam sobie. Gdy tylko gęba jednego z nich pojawiła sie na widoku, nacisnęłam spust. Postrzelony runął na ziemię. Strzeliłam jeszcze raz, by mieć pewność, że jest martwy. Został jeszcze jeden. Zachowałam czujność. Zza rogu wyleciał mały granat.
-Nie - powiedziałam cicho do siebie. - Nie wysadzą mnie. Nie będą chcieli zniszczyć całej swojej kryjówki
Jednak z pocisku zaczął unosić się dym. Chcieli mnie uśpić. Zatkałam nos i usta. Długo bym tak nie pociągnęła, ale miałam nadzieję, że chmura dymu zaraz wyparuje. Nic z tego. Po chwili odetkałam usta oraz nos. Poczułam sie senna i po prostu upadłam.

***

Obudziłam się przywiązana do krzesła i z zaklebnowanymi ustami. Spostrzegłam, że moja broń leży na stole obok jakichś dziwnych narzędzi wśród których były również róźnych rodzajów noże. Moje oględziny przerwał trzask drzwi. Do pomieszczenia wszedł całkiem przystojny mężczyzna. Usiadł na stole i błądził po mnie wzrokiem.
-Mógłbym Cię od razu zabić - odparł nagle biorąc jeden z noży do ręki. - Choćby z zemsty, bo zabiłaś mojego kuzyna i zapewne planowałaś zrobić to samo z jego bratem.
Więc ci którzy tam stali to byli bracia... W sumie to nawet byli do siebie podobni.
-Jednak wiem, że sama byś sie tu nie zapuszczała - powiedział, po czym jakoś dziwnie się uśmiechnął. - Powiedz mi gdzie reszta twojej ekipy, a wyjdziesz z tego cało.
Ściągnął mi szmatę z ust.
-Możesz mnie od razu zabić - warknęłam. - Nic ci nie powiem.
Zaśmiał się, ale po chwili spoważniał. Miał kamienny wyraz twarzy i lodowate spojrzenie.
-Jeśli znajdziemy ich sami będziesz patrzyła na ich powolną i okrutną śmierć - wysyczał. - Tego chcesz?
-Chcę, by nasza misja się powiodła i wszyscy przeżyli - odpowiedziałam pewnie. - Myślisz, że nie przewidzieliśmy tortur na którymś z nas? - prychnęłam. - Spodziewaliśmy się, że byłaby to zbyt prosta misja i będzie czyhać na nas zapewne coś... Co powinno nas zaskoczyć.
Oczywiście kłamałam, ale jeśliby w to uwierzył mógłby się odrobinę przestraszyć i stracić czujność, a wtedy miałabym szansę się uwolnić. Jednak on albo pozostał niewzruszony albo dobrze ukrywał swoje zaskoczenie. Starałam się udawać pewną i odważną - jakoś mi to wychodziło, ale w środku piszczałam ze strachu jak mała dziewczynka. Mężczyzna przez chwile wpatrywał się we mnie, ale po chwili podniósł ze stołu jeden z noży i skierował się w moją stronę.
-No to zobaczymy jak zostałaś przygotowana na tortury - mruknął, po czym przejechał ostrzem po moim policzku. Zostanie lekka blizna ~ pomyślałam i zagryzłam z bólu dolną wargę. Czułam jak krew powoli spływa po twarzy. Lekkie pieczenie minęło bardzo szybko. Zastąpiło je poczucie rozgoryczenia i chęć mordu na moim oprawcy.
-I co? Dalej nic nie powiesz? - spytał, ale ja nie zamierzałam się odzywać. - Wciąż nie zdradzisz swojej ekipy? A może chociaż powiesz, co dokładnie wam zlecono?
-Domyśl się, dilerze - powiedziałam cicho jakby do siebie, ale on i tak to usłyszał.
-Czyli o to chodzi... - Zamyślił się. - Chcecie nas zlikwidować i zabrać towar.
Nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Osobnik przyjął pozę człowieka myślącego. Rozglądałam się w poszukiwaniu czegoś ostrego, co mogłabym pochwycić i przeciąć tym sznury. Jednak wszystkie ostre przedmioty były poza moim zasięgiem.
-Po co on wam? Po co wam mój towar? - typ odezwał się po chwili przemyśleń - Jesteście ćpunami czy pozbywacie się konkurencji?
Nie odzywałam się. Patrzyłam tylko na niego. Wydawał się odrobinę wystraszony.
-Mów! - wrzasnął, gdy długo nie otrzymywał odpowiedzi i zaczął szarpać mnie za ramiona - Staram się nie bić kobiet tylko używać do nich ostrzy i broni, ale dla ciebie zrobię wyjątek jeśli mi nie powiesz
Krzyczał, gdy nie odpowiadałam. Przejechał mi ostrzem po ręce. Musnął mnie nim także w szyję i w okolice obojczyka. Delikatnie, ale również na tyle mocno by krew spływała po moim ciele. Czułam, że mam lekko zakrwawioną koszulkę. Nie przyjmowałam się tym. Modliłam się w myślach żeby reszta uszła cało. Wciąż nie odzywałam się i nie odpowiadałam mu, za co uderzył mnie parę razy w twarz. Najbardziej bolał przecięty policzek...
-Kurwa mać! W tej chwili się odezwij! Ilu was jest? Macie broń? - mężczyzna dalej próbował wyciągnąć ode mnie informacje - Ty naprawdę nie boisz się śmierci. Chcesz umrzeć?
-Wolę to niż zdradzić moich ludzi - oznajmiłam po czym splunęłam mu śliną na twarz. Przez ten czyn po raz pierwszy uderzył mnie z pięści, wcześniej dostawałam od niego tylko z "liścia". Od ciosu prawie straciłam przytomność. Zaczęło kręcić mi się w głowie, a obraz rozmazywał sie. Jak przez mgłę widziałam upadek mojego prześladowcy. Ktoś wbił mu nóż w plecy. Czułam że węzły na moich rękach i nogach zaczynają sie rozluźniać. Nie mogłam jednak wstać, więc osobna która mnie rozplątała wzięła mnie na ręce. W tych objeciach zasnęłam z wyczerpania.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 1

*Chris*

Stojąc przed drzwiami, wciąż słyszeliśmy pomruki i warknięcia Brooke'a. Pewnie młody zmaga się nadal ze stanikiem.
-Chris! Lau! Ktokolwiek! - Do naszych uszu dotarł krzyk przyjaciela.. - Ten stanik jest jak sejf!
Zaśmiałem się pod nosem, szybko poinfromowałem dziewczyny, że ja tam wejdę i po chwili znów pojawiłem się w mieszkaniu Smith'a. Chłopak chciał już rozciąć bieliznę tej swojej koleżanki, ona natomiast znudzona paliła papierosa pisząc z kimś SMSy. Powolnym krokiem zbliżyłem sie do panienki i przyjaciela. Spojrzeli się na mnie. Dziwka przygryzła dolną wargę na mój widok. Uśmiechnąłem się przebiegle i rozpiąłem biustonosz, który potem jednym ruchem zdjąłem. Kurwa! Ona puściła mi wtedy oczko!
-Trzy razy na nie - powiedziały wspólnie dziewczyny, które weszły do pomieszczenia. - Pani podziękujemy.
-Też dorzucam swój głos - zaprotestowałem, a ta znajoma Brooke'a zaczęła ręką podnośić moją koszulkę. Wzdrygnąłem się obrzydzony. - Także jestem na NIE.
Moja siostra zaśmiała się podając panience jakieś prześcieradło i wypychając ją za drzwi. Brooke naburmuszony klapnął na kanapie, gdy tylko wróciła moja siostra wycelował w nią kapciem. Ona tylka wyciągnęła rękę i złapała lecące "ostrze".
-Poćwicz siłę rzutu i lepiej przemyślaj swój atak - odparła. - Lepiej rzucić wazonem albo szklanką.
-Dobrze następnym razem wyceluję w ciebie wazonem.
-Ale pamietaj jedną rzecz. - Victoria nachyliła się nad brunetem. - We mnie nikt nie trafił.
-Jesteś zbyt pewna siebie - oznajmiła Laura. - Możemy dostać taką robotę, gdzie ta pewność będzie twoim gwoździem do trumny.
-Może. - Rudowłosa wzruszyła ramionami. - Przyznaj jednak, że gdybym nie była tak pewna to już dawno wszyscy bylibyśmy zimnymi, sztywnymi trupami.
Laura i Charlie przytaknęły dziewczynie. Brunetka wyszeptała młodemu coś na ucho, po czym on wstał i ruszył do kuchni. Wrócił do nas z mocną whisky i pięcioma szklankami. Rozdał każdemu szklane naczynie.
-No chyba sobie ze mnie jaja robisz. - wrzasnęła Marano i uśmiechając się cisnęła szklanką w ścianę.Wzięła do ręki całą butelkę. Polała nam. Wznieśliśmy toast. - Za naszą bandą! - oznajmiła Lau, po czym z gwinta wypiła porządne dwa łyki.
-Wszystko git, mała? - odezwała się Charlie.
-Jasne! A co? - odpowiedziała brunetka biorąc kolejny łyk.
-Nigdy nie piłaś z butelki, co lepsze nie pozwalałaś nikomu pić z gwinta - wtrąciła Vicky.
-Czasami mozna! - krzyknęła po czym dopiła do dna. - Komu w drogę temu czas!
Patrzyliśmy zszokowani na oddalającą się sylwetkę naszej przyjaciółki. W sumie to bardzo chwiejnie oddalającą się sylwetkę... Słyszeliśmy jeszcze jej wrzaski na klatce schodowej, a potem przez okno mogliśmy zobaczyć jej popisy taneczne. Nie ma to jak skakać po samochodach.
-Nie powinniśmy jej odprowadzić? - spytałem, patrząc przez okno i widząc jak nasza dzisiejsza alkoholiczka całuje jakąś staruszkę w policzek.
-Prowadziła samochód z zawiązanymi oczami i w kajdankach, to nie trafi do domu po pijaku? - Brooke odpowiedział mi pytaniem na pytanie.
Odszedłem od parapetu i usiadłem na fotelu obok siostry. Ona natomiast celowała nożykami w tarczę zawieszoną na ścianie. Charlie pomagała Brooke'owi sprzątać roztrzaskaną szklankę oraz nasze naczynia. Butelkę po whisky włożyli do szafki, gdzie mieliśmy już naszą małą kolekcję. Zaśmiałem się na widok różowowłosej, która próbowała przekonać przyjaciela do wyrzucenia tego niepotrzebnego szkła do śmieci. Wiadomo było, że chłopak nie ulegnie i swoje cudeńka będzie bronił do ostatnich sił. Charlie poddała się i klapnęła na kanapie. Starała się włączyć telewizor. Niestety zacinał. Zdenerwowana rzuciła kapciem w odbiornik, a gdy nawet to nie podziałało podeszła do urządzenia i otwartą dłonią uderzyła to badziewie.
Usiadła spokojniesza, gdy wreszcie na ekranie pojawił się normalny obraz. Jednak co chwilę były jakieś zakłócenia.
-Brooke - zaczęła Charlie, kiedy chłopak wrócił z kuchni. - Czemu nie kupisz porządniejszego sprzętu za forsę ze zleceń?
-Bo ten telewizor ma uczucia.
-A ty jesteś sentymentalny - prychnęła Victoria. - W końcu wszyscy wiemy, że nie wyrzucisz tego śmiecia, bo kupiłeś go za kasę z pierwszej misji.  - Spojrzała wymownie na chłopaka.
-No dobrze jestem sentymentalny
Rudowłosa szykowała się do kolejnego rzutu, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi, przez co nie skupiła się dostatecznie i nie trafiła nawet w krawędź tarczy. Zdenerwowana wycelowała w drzwi wejściowe.
-Fuck - zaklnęła pod nosem. - Zabije gnoja, który raczył mi przeszkodzić - wycedziła, po czym zerwała się z miejsca i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi.

*Vanessa*

Wreszcie odpocznę w domu. Położę się na sofie, zjem lody, obejrzę telewizję, a potem wsłucham się w głębię cudownej ciszy. Potrzebowałam spokoju. Od tygodnia łeb mnie napierdalał od hałasów, które były w biurze. Sterta papierów, którą widziałam codziennie na biurku przyprawiała mnie już o mdłości. Dodatkowo widok monitora od komputera natychmiast wywoływał u mnie cholerny ból głowy i oczu. Pod koniec pracy miałam wrażenie, że straciłam wzrok, bo wszystko mi się rozmazywało. Stanęłam przed drzwiami mojego cudowenygo domu. Sprawdziłam kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Przeszukałam torbę. Damn! Nie ma... Pewnie zapomniałam wziąść je z komody, gdy wychodziłam. Zapukałam i drydnęłam dzwonkiem, na wypadek gdyby Lau siedziała na górze. Nic - zero odezwu. Ponowiłam swój czyn jeszcze chyba dziesięć razy.
-Laura! Ty młoda szujo otwieraj, bo inaczej ogolę cię na łyso! - wydarłam się, jakby mało było nadużywania mojego głosu w pracy. - Wredna małpo otwórz to cholerstwo! Obiecuję, że zakopę cię żywcem w ogródku jeśli za pięć sekund te drzwi nie będą otwarte!
Walnęłam jeszcze pięć razy pięścią w te pieprzone zamknięte drewno. Zdenerwowana oparłam się o drzwi i obejrzałam się dookoła. Na przeciwko na chodniku stała staruszka, patrzyła na mnie wystraszona. Miałam wrażenie, że drży ze strachu, a oczy jej z orbit wylecą.
-Dzień dobry, pani Stone - powiedziałam miło drapiąc się ręką po karku. Sekretarka szefa - jeszcze tego mi brakuje. Starając się nie zwracać uwagi na moją współpracownicę znów uderzyłam w drzwi oraz ponowiłam swoje groźby. Teraz młoda mi otworzyła.
-No siema! A już myślałam, że nocujesz w tym swoim zakichanym biurze - wybełkotała moja siostra, a pani Stone dalej stała na chodniku. Chyba moje groźby staną się kiedyś realne. Ręką zakryłam Laurze usta i wciągnęłam ją do domu, mówiąc przy tym "Przepraszam" do sekretarki, która nadal stała na chodniku.
-Laura! Co ty ze sobą zrobiłaś?! Ośmieszyłaś mnie przed prawą ręką mojego szefa! - wrzeszczałam na siostrę.
-Tylko ten twój szef jest najważnejszy! Ten szef, to twoje zasrane biuro i współpracownicy! Jeszcze papiery! Dom traktujesz jak hotel, a mnie masz w dupie!
-Młoda damo... To ty traktujesz mnie jak powietrze. Nie wiesz, że to dla ciebie się tak zapracowywuje? Moja psychika jest w strzępach... Nie wiesz co przeżywam
-Ty nawet nie wiesz co ja robię! Nie interesuje cię to! Nie.Znasz.Mnie.
-Jesteś moją siostrą... Jak możesz tak mówić?! Chyba nie widzisz tego, że wychodze budząc Cię i wracam, gdy śpisz! Więc nawet jeśli bym chciała z tobą porozmawiać to nie mam kiedy!
-A nie masz czegoś takiego jak urlop?!
-Ty też późno przychodzisz! W niedzielę, gdy mam wolne zostawiasz mnie samą w domu!
-Daj mi spokój! Lepiej zrzucić to na moje wyjścia! W niedzielę też wychodzisz do jakiejś dodatkowej pracy i wiesz co?!
-Co?!
-Wypchaj się tą swoją pracą! Mam cię w dupie! To wszystko mam w dupie! - wrzasnęła moja siostra po czym wyszła z domu trzaskając drzwiami. Zsunęłam się po scianiei ukryłam twarz w dłoniach. Po policzkach poleciały pierwsze łzy. Czy ona ma rację? Naprawdę nie poświęcam jej nawet sekundy? Podniosłam się trochę opanowana, by powolnym krokiem skierować się w stronę łazienki. Oparłam się dłońmi o zlew i spojrzałam w lustro. Rozmazany makijaż był najbardziej widoczny na mojej twarzy. Wierzchem dłoni przejechałam pod okiem i po policzku, czym delikatnie pozbyłam się czarnego tuszu. Jednak znów łzy pojawiły się w oczach. Zacisnęłam usta i zamknęłam powieki. Mimo to słone krople i tak spłynęły w dół.


*Vicky*

Mocnym pociągnięciem otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazała się wtedy pusta klatka schodowa.
 -Kuźwa, ktoś sobie chyba jaja robi! - wrzasnęłam, po czym obejrzałam się dookoła. Chciałam wykonać parę kroków, by sprawdzić czy ktoś jest na schodach. Jednak po pierwszym ruchu poczułam coś pod nogami. Moje spojrzenie powędrowało w dół. Na wycieraczce leżała koperta. Wywróciłam oczami i wzięłam ją w dłoń. Uśmiechnęłam się, po czym po zamknięciu drzwi ruszyłam do bandy. Rzuciłam kopertę na stół i wyjęłam mały nożyk z buta. Rozcięłam papier, wyjmując przy tym dwie białe zapisane komputerowo kartki. Wczytałam się spokojnie w treści wiadomości.
-Łajdaki zlecenie czeka - zaśmiałam się. - Trzeba powiadomić Lau, bo zaczynamy natychmiast.
-Zaraz podjadę pod blok autem - odezwał się Chris, wstając z miejsca.
-A nie lepiej na motorach? - jęknęła Charlie, pokazując swoje niezadowolenie.
-Musimy się chwilowo wtopić w otoczenie - odparłam spokojnie i rzuciłam kartki na ławę, by przeczytali ,co mamy zrobić.
-Czyli z naszych ulubionych ciuchów i motorów nici - mruknął Brooke, drapiąc się w kark.
Mój brat wyszedł z mieszkania by podjechać samochodem. My wyciągnęłyśmy jakieś ubrania ze specjalnej szuflady, którą miałyśmy zagospodarowaną u naszego przyjaciela w mieszkaniu. Charlie popędziła do łazienki przebrać się delikatnie zmieniając styl ubioru. Ściągnęła glany, po czym wcisnęła na swoje stopy jakieś mało toporne botki. Skórzaną kurtkę zamieniła na jeansową. Tak małe zmiany, a wystarczyły by wyglądała bardziej przyjaźnie. Ja natomiast wcisnęłam się w czarną tunikę, szare rajstopy i czerwony sweterek. Mimo iż tunika miała bordowy napis "hell" nie było we mnie widać ani odrobiny buntowniczki. Brooke i Chris nie musieli nic zmieniać. Wpakowałam tylko do torby jakieś bardziej wyzywające ubrania - tak na wszelki wypadek. Wepchnęliśmy się do auta Chris'a.
-No to jedziemy po Laurę - powiedział kierowca i wyruszył pod dom Marano.
Każdy dziwnie się czuł jadąc samochodem, który nie przekracza 110km/h. Najgorzej miał Christopher, który musiał panować nad tym, by nie naciskać zbyt mocno pedału gazu. Minęło chyba dwadzieścia minut, jak dla mnie dwadzieścia godzin, gdy zatrzymaliśmy się pod posiadłością naszej przyjaciółki. Z auta wyszedł mój brat, po czym skierował się do drzwi wejściowych i zapukał dwa razy. W progu pojawiła się sylwetka czarnowłosej dziewczyny, która pytającym wzrokiem błądziła po brunecie. 
-W czym mogę pomóc? - spytała po chwili.
-Jest może Laura? - Chris odpowiedział dziewczynie pytaniem na pytanie.
-Moja siostra wyszła i nie wiem kiedy wróci - powiedziała niepewnie siostra Lau. Brunetka kiedyś o niej wspominała.. Chyba Vanessa..
-A wiesz może, gdzie poszła?
-Niestety nie jest mi to wiadome. - Czarnowłosa zaczęła owijać kosmyk włosów na palcu.
-To...Dzięki i do zobaczenia kiedyś. - Mój brat skinął głową i uśmiechnął się promiennie do Vanessy, która po odwzajemnieniu uśmiechu weszła do domu, zamykając drzwi. 
Chris wrócił do nas i po chwili narady postanowiliśmy, że tą misję musimy wykonać bez młodej Marano. Pojechaliśmy do wskazanego miejsca. Cały czas wpatrywałam się w dwa zdjęcia, które były zamieszczone w kopercie. Pomyśleć, że za niedługo będę oglądać te gęby na żywo. 

***

-Przebrana? Gotowa? - spytała się mnie Charlie.
-Przebrana, a gotowa jestem zawsze - odpowiedziałam z uśmiechem, poprawiając nóż w podwiązce. 
-To dobrze - odparł Brooke, słysząc moją odpowiedź. - Będziemy cię osłaniać, ale pamiętaj...
-Najpierw PAPIERY - przerwał mu Chris. - Potem dopiero możesz sie zabawić.
Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Pistolet był na swoim miejscu, noże też w porządku, więc mogłam zaczynać. Kokietującym krokiem weszłam do klubu. Od razu ujrzałam dwie mordy, w które wlepiałam swe ślepia podczas jazdy samochodem. Na żywo byli odrobinę bardziej przystojniejsi. Aż szkoda... Od razu zaczęłam grę. Już po piętnastu minutach byliśmy w wynajętym apartamencie. Muszę przyznać, że całowali całkiem dobrze. Rzuciłam ich na łóżko, po czym przywiązałam ich moimi wstążkami, którymi miałam obwiązane nogi. Powiedziałam szybko, że zaraz będę. Wychodząc z sypialni skierowałam sie do biura. Drzwi były zamknięte, ale w sumie mogłam się tego spodziewać. Wywarzyłam drzwi jednym kopnięciem i wbiłam do pomieszczenia. Potrzebne papierki leżały na wierzchu. Zaśmiałam się pod nosem. Tacy przemądrzali i pewni byli, że nikt nie wejdzie do biura? To wykiwała ich ruda dziewczyna. Wzięłam w rękę pistolet i wróciłam do moich kochasi. 
-Powiedzcie BYE! - mruknęłam i wymierzyłam dwa strzały. Wzięłam w ręce kartki i wróciłam do bandy. Machając im przed twarzą dokumentami. Mimo szybkiej sprawy została jeszcze jedna rzecz do załatwienia.