wtorek, 3 marca 2015

Rozdział 2



*Laura*

Gdy  na kacu wróciłam do szkoły, dyrektor od razu wezwał mnie do siebie. Podejrzewałam, że musiał mnie widzieć, gdy szalałam po pijaku i teraz wygłosi mi kazanie na temat mojego zachowania. Jednak, gdy weszłam do gabinetu od razu ocknęłam się z kaca. Na jednym z krzeseł siedział Ross Lynch. Dupek Ross Lynch...  Zdziwił się na mój widok. Dyrektor zagłębił nas oboje w swój pomysł. Ross miał niby sprawować nade mną opiekę. Co dziwne, nim zdążyłam odrzucić tę propozycję, on ją przyjął. Patrzyłam, niedowierzając, na blondasa. Jednak starałam sie ukryć moje zaskoczenie.
-Lau? - odezwał się w końcu, a ja wzdrygnęłam się na to słowo. Za dawnych czasów tak się do mnie zwracał.
-Nie mów tak do mnie - warknęłam. - Tylko przyjaciele mogą się tak do zwracać.
Blondyn już nic nie powiedział. Spuścił wzrok. Chyba zrozumiał co miałam mu do zarzucenia i sam wstydził się swojego zachowania. Trudno. Cieszyłam się tylko, że moja przemiana tak go zszokowała. Nie raz zastanawiałam się jakby wyglądało nasze spotkanie po latach. Miałam wrażenie, że albo będę rozzłoszczona albo szczęśliwa, że go widzę... Jednak byłam obojętna na wszystko ,co miało się teraz dziać, miałam w dupie czy on będzie mnie "pilnował" czy ktoś inny. Musiała być tylko jakaś osoba, która posłuży za moją niańkę.
W końcu dyrektor otrząsnął się i patrzył na nas pytająco, lecz żadne z nas nie raczyło się odezwać.
-To wy się już znacie, tak? - spytał po chwili. - To ułatwi nam wszystko...
-Nie sądze - mruknęłam. - Nie uważam, żeby ta znajomość była korzystna dla nas, a tym bardziej dla pana
Dyrcio kiwnął głową i pozwolił nam już wrócić na wykłady. Ja poszłam w lewo, a on skierował się w prawo. Miałam wejść już do sali, gdy nie wiadomo dlaczego zachciało mi się płakać.
-Nie - powiedziałam twardo do siebie. - Pamiętaj, że jesteś teraz inna. Pamiętaj, co sobie obiecałaś...
Miałam ogromną gulę w gardle. Starałam się ją przełknąć. Poczułam, że coś mokrego spłynęło mi po policzku. Jedna łza. O jedną za dużo. Starłam ją szybko wierzchm dłoni. Odetchnęłam głęboko i nacisnęłam klamkę, po czym weszłam do pomieszczenia. Wzrok wszystkich tam zgromadzonych powędrował na moją osobę. Profesor wstał i już miał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
-Dyrektor mnie wzywał do gabinetu, znowu.
Mężczyzna kazał mi zająć wolne miejsce i kontynuował lekcję. Jak zwykle nie słuchałam, gdyż rozmyślałam o różnych sprawach. Zastanawiałam się jak mojej bandzie idą misje. Victoria już załatwiła dwójkę i teraz podobno został im tylko jeden gang. Konkurencja dla naszego zleceniodawcy. Trzymałam za nich kciuki. Bałam się, że tej misji nie przeżyją. Są w czwórkę, a mają pokonać ponad dziesięcioosobową ekipę i jeszcze wynieść towar. Nawet ze mną mieliby słabe szanse... Jednak to nie było wszystko, co przeszkadzało mi w skupieniu się na lekcji. Moje myśli krążyły jeszcze wokół mojej obietnicy, którą sobie złożyłam. Miałam nigdy już przez nikogo nie płakać. Od tamtej pory osoby, przez które po moich policzkach lały się słone potoki, leżą już dwa metry pod ziemią albo boją się do mnie podejść. Victoria i Chris pomagali mi się pozbywać pewnych osób, a Charlie i Brooke okaleczali delikatnie niektórych. Tym razem nikt nie mógł sie dowiedzieć o tym, że miałam spotkanie z moim byłym przyjacielem. Victoria obiecała, że jeśli kiedyś go spotka to poderżnie mu gardło. Gang wiedział, że ciężko przeżywałam chwile gdy nie miałam w nim wsparcia, że nie raz płakałam w poduszke, wspominając dawne chwile z nim. Byli świadkami mojej własnej "terapii", podczas której powycinałam go ze wszystkich zdjęć. Dzięki nim zrozumiałam, że to nie była moja wina. Że to nie przeze mnie rozwaliła się nasza przyjaźń. Uzmysłowily mi, że skoro on zerwał ze mną wszelkie kontakty to tylko dlatego, ponieważ nie był wart mojej znajomości.
Moja myśli przerwał trzask w ławkę.
-Marano! - wrzasnął nauczyciel, po tym jak uderzył w blat - Zadałem ci pytanie!
-Przepraszam panie profesorze - odpowiedziałam i utkwiłam swój wzrok w trampkach.
-Dobrze się czujesz? - spytał mężczyzna, a ja podniosłam głowę by spojrzeć na niego.
-Tak, prosze pana. - Mój wzrok pytająco błądził po posturze czterdziestolatka.
-Jessica, zabierz pannę Marano do higienistki - zwrócił się do dziewczyny z pierwszej ławki. - Wydaję mi się, że Laura dostała wstrząsu mózgu.
Po chwili dotarło do mnie o co chodziło facetowi. Byłam uprzejma. Przeprosiłam za swoje zachowanie. Powiedziałam słowo "Przepraszam" do pracownika uczelni... Od razu otrzeźwiałam.
-No chyba sobie ze mnie żartujesz, profesorku! - krzyknęłam.
-Jessico usiądź - odparł spokojnie. - Wygląda na to, że chwilowy wstrząs panny Laury właśnie minął.

*Charlie*

Spokój. Oddychaj. Opanuj się ~ napominałam się w myślach. Masz tylko zestrzelić dwóch ludzi, którzy staną ci na drodze. Jak Victoria może to tak łatwo robić?! Miałam wrażenie że serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Żołądek podchodził mi do gardła. Wychyliłam głowę, by spojrzeć na mój cel. Dwóch mięśników. Miałam szczęście, że nie mieli przy sobie nawet noży, którymi mogliby rzucić. Pewność siebie ich zabije - prychnął jakiś głos w mojej głowie i natychmiast przypomniały mi się słowa Laury, które kierowała do Vicky. Znów ustawiłam sie w bezpiecznej pozycji. A co jeśli było mi dane ostatni raz widzieć te dwie? Albo za niedługo ujrzę rudą z kulką w czasce?
Ta misja była trudna. Byłam pewna, że w najlepszym przypadku któreś z nas zostanie wyłącznie ranne. Jednak bałam się najbardziej tego, że ktoś z ekipy nie ujdzie z życiem. Do moich uszu nagle dotarły dwa męskie głosy. Zaczęli rozmawiać i nawet nie spodziewali się, że będzie to ich ostatnia rozmowa. Czekałam na sygnał - niewielkie światełko na ścianie wywołane przez lusterko Vicky. Mój oddech delikatnie się uspokoił i rozluźniłam się, gdy nabrałam pewności, iż żaden z tych dwóch typów nie zamierza kierować sie w moją stronę. Wiem, że mam ich zabić, ale niech to się stanie jak najpóźniej ~ błagałam. Usłyszałam kroki i znieruchomiałam. Czyżby jednak te dryblasy zdecydowały sie na przechadzke? Czułam jak znów przyśpiesza mi tętno. Nie mogłam zapanować nad rosnącym zdenerwowaniem. Prawie padłam na zawał, gdy zadzwonił mój telefon. Kuźwa! Teraz już nie jestem bezpieczna. Dali ci najłatwiejsze zadanie, a ty je spieprzyłaś, bo zapomniałaś wyciszyć dzwonki. Wyjęłam komórkę z kieszeni i spojrzałam szybko na wyświetlacz. Laura. Odrzuciłam połączenie i rzuciłam telefonem o ścianę. Wiedziałam, że ci dwaj zbliżają się teraz w moim kierunku. Odetchnęłam głęboko. Pamiętaj ty masz broń, więc masz szanse na wygraną ~ powtarzałam sobie. Gdy tylko gęba jednego z nich pojawiła sie na widoku, nacisnęłam spust. Postrzelony runął na ziemię. Strzeliłam jeszcze raz, by mieć pewność, że jest martwy. Został jeszcze jeden. Zachowałam czujność. Zza rogu wyleciał mały granat.
-Nie - powiedziałam cicho do siebie. - Nie wysadzą mnie. Nie będą chcieli zniszczyć całej swojej kryjówki
Jednak z pocisku zaczął unosić się dym. Chcieli mnie uśpić. Zatkałam nos i usta. Długo bym tak nie pociągnęła, ale miałam nadzieję, że chmura dymu zaraz wyparuje. Nic z tego. Po chwili odetkałam usta oraz nos. Poczułam sie senna i po prostu upadłam.

***

Obudziłam się przywiązana do krzesła i z zaklebnowanymi ustami. Spostrzegłam, że moja broń leży na stole obok jakichś dziwnych narzędzi wśród których były również róźnych rodzajów noże. Moje oględziny przerwał trzask drzwi. Do pomieszczenia wszedł całkiem przystojny mężczyzna. Usiadł na stole i błądził po mnie wzrokiem.
-Mógłbym Cię od razu zabić - odparł nagle biorąc jeden z noży do ręki. - Choćby z zemsty, bo zabiłaś mojego kuzyna i zapewne planowałaś zrobić to samo z jego bratem.
Więc ci którzy tam stali to byli bracia... W sumie to nawet byli do siebie podobni.
-Jednak wiem, że sama byś sie tu nie zapuszczała - powiedział, po czym jakoś dziwnie się uśmiechnął. - Powiedz mi gdzie reszta twojej ekipy, a wyjdziesz z tego cało.
Ściągnął mi szmatę z ust.
-Możesz mnie od razu zabić - warknęłam. - Nic ci nie powiem.
Zaśmiał się, ale po chwili spoważniał. Miał kamienny wyraz twarzy i lodowate spojrzenie.
-Jeśli znajdziemy ich sami będziesz patrzyła na ich powolną i okrutną śmierć - wysyczał. - Tego chcesz?
-Chcę, by nasza misja się powiodła i wszyscy przeżyli - odpowiedziałam pewnie. - Myślisz, że nie przewidzieliśmy tortur na którymś z nas? - prychnęłam. - Spodziewaliśmy się, że byłaby to zbyt prosta misja i będzie czyhać na nas zapewne coś... Co powinno nas zaskoczyć.
Oczywiście kłamałam, ale jeśliby w to uwierzył mógłby się odrobinę przestraszyć i stracić czujność, a wtedy miałabym szansę się uwolnić. Jednak on albo pozostał niewzruszony albo dobrze ukrywał swoje zaskoczenie. Starałam się udawać pewną i odważną - jakoś mi to wychodziło, ale w środku piszczałam ze strachu jak mała dziewczynka. Mężczyzna przez chwile wpatrywał się we mnie, ale po chwili podniósł ze stołu jeden z noży i skierował się w moją stronę.
-No to zobaczymy jak zostałaś przygotowana na tortury - mruknął, po czym przejechał ostrzem po moim policzku. Zostanie lekka blizna ~ pomyślałam i zagryzłam z bólu dolną wargę. Czułam jak krew powoli spływa po twarzy. Lekkie pieczenie minęło bardzo szybko. Zastąpiło je poczucie rozgoryczenia i chęć mordu na moim oprawcy.
-I co? Dalej nic nie powiesz? - spytał, ale ja nie zamierzałam się odzywać. - Wciąż nie zdradzisz swojej ekipy? A może chociaż powiesz, co dokładnie wam zlecono?
-Domyśl się, dilerze - powiedziałam cicho jakby do siebie, ale on i tak to usłyszał.
-Czyli o to chodzi... - Zamyślił się. - Chcecie nas zlikwidować i zabrać towar.
Nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Osobnik przyjął pozę człowieka myślącego. Rozglądałam się w poszukiwaniu czegoś ostrego, co mogłabym pochwycić i przeciąć tym sznury. Jednak wszystkie ostre przedmioty były poza moim zasięgiem.
-Po co on wam? Po co wam mój towar? - typ odezwał się po chwili przemyśleń - Jesteście ćpunami czy pozbywacie się konkurencji?
Nie odzywałam się. Patrzyłam tylko na niego. Wydawał się odrobinę wystraszony.
-Mów! - wrzasnął, gdy długo nie otrzymywał odpowiedzi i zaczął szarpać mnie za ramiona - Staram się nie bić kobiet tylko używać do nich ostrzy i broni, ale dla ciebie zrobię wyjątek jeśli mi nie powiesz
Krzyczał, gdy nie odpowiadałam. Przejechał mi ostrzem po ręce. Musnął mnie nim także w szyję i w okolice obojczyka. Delikatnie, ale również na tyle mocno by krew spływała po moim ciele. Czułam, że mam lekko zakrwawioną koszulkę. Nie przyjmowałam się tym. Modliłam się w myślach żeby reszta uszła cało. Wciąż nie odzywałam się i nie odpowiadałam mu, za co uderzył mnie parę razy w twarz. Najbardziej bolał przecięty policzek...
-Kurwa mać! W tej chwili się odezwij! Ilu was jest? Macie broń? - mężczyzna dalej próbował wyciągnąć ode mnie informacje - Ty naprawdę nie boisz się śmierci. Chcesz umrzeć?
-Wolę to niż zdradzić moich ludzi - oznajmiłam po czym splunęłam mu śliną na twarz. Przez ten czyn po raz pierwszy uderzył mnie z pięści, wcześniej dostawałam od niego tylko z "liścia". Od ciosu prawie straciłam przytomność. Zaczęło kręcić mi się w głowie, a obraz rozmazywał sie. Jak przez mgłę widziałam upadek mojego prześladowcy. Ktoś wbił mu nóż w plecy. Czułam że węzły na moich rękach i nogach zaczynają sie rozluźniać. Nie mogłam jednak wstać, więc osobna która mnie rozplątała wzięła mnie na ręce. W tych objeciach zasnęłam z wyczerpania.