Hej, ludzie! Ktoś tu jeszcze zagląda? Statystyki mówią, że owszem. Wybacz, że zrobiłam nadzieję na kolejny rozdział. Mówiąc szczerze - chciałam usunąć tego bloga, nic nie wyjaśniając - STOP! Nie przestawaj czytać tego posta! Nie myśl, że piszę w nim tylko o tym, że się poddaję w tworzeniu tej historii! Póki co wyczerpała mi się wena na tego bloga. Jak nie mam pomysłów, to po co pisać na siłę? Nic dobrego by z tego nie wyszło. Jednak nie porzucam pisania tak ogółem ani nie porzucam też tego bloga... Zostawiam go w spokoju na jeszcze jakiś czas... Bo pracuję nad kolejną historią! Tym razem nie będzie o żadnym zespole. Kawałeczek opowieści wrzucam poniżej. I teraz pytanie - dać link jak skończę i opublikuję? Nie zamierzam tego robić już na bloggerze a na wattpadzie. Jeśli jesteś ciekawa/y, co dalej i spodobało ci się to skomentuj, a gdy skończę wrzucę link do całości :D
❤❤❤
Miłej lektury!❤❤❤
Budzik zadzwonił punktualnie,
więc Dean byłby w pracy również punktualnie, gdyby oczywiście jakąś posiadał.
Niestety sytuacja, w jakiej się znalazł, nie pozwalała mu na prowadzenie
normalnego życia, a co się do tego zaliczało - nie mógł mieć pracy. Właściwie
czymś tam się zajmował w domu. Tworzył strony internetowe i co miesiąc miał z
tego wpływy, ale pracą się tego nazwać nie dało. Dla zabicia nudy wstawał
wcześnie rano i wychodził do parku, żeby poczytać książkę. Tak samo było
również tamtego dnia. Jak zwykle wstał, ubrał się, zjadł śniadanie, spakował
plecak i wyszedł. Wszystko robił automatycznie. Jakby nie był człowiekiem, ale
robotem wyzbytym z uczuć. Jednak mimo wszystko miał uczucia, serce i duszę, ale
tak bardzo poranione, że niemal martwe. Przeżył w życiu już wiele, a każde
kolejne smutne doświadczenie zabierało mu wiarę w lepsze jutro. W chwilach gdy
wydawało się, że może być już całkiem dobrze, coś się działo i gasiło tą małą
iskierkę nadziei, nie pozwalając by stała się płomieniem. Właśnie nadeszła taka
chwila
Szedł parkiem, patrząc na
swoje buty. Coraz częściej zastanawiał się, czy gdyby jego życie potoczyło się
inaczej to czy byłby szczęśliwy. Może spełniłby swoje marzenia o zostaniu
lekarzem? Zastanawiałby się teraz z narzeczoną nad datą ich ślubu? Doszedł do
wniosku, że gdyby tamten incydent się nie wydarzył, wszystko wyglądałoby
zupełnie inaczej niż teraz. Lepiej. Smutny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
W oczach zalśniły łzy, ale nie poleciały w dół. Dean szybko je starł rękawem
bluzy. Starał się płakać jak najrzadziej, bo wiedział, że płacz w niczym nie
pomaga. On pozwala tylko uciec emocjom, ale nie pozbywa się problemu, więc
mógłby trwać w nieskończoność. Chłopak westchnął i poszedł dalej w kierunku
swojej ulubionej ławki, która znajdowała się pod starą wierzbą. Niektórzy
ludzie nawet o niej nie wiedzieli, więc było to idealne miejsce dla Deana.
Siedząc tam samotnie, mógł napawać się głosami ludzi, przez co nie tęsknił tak
bardzo za rozmowami. Myśląc o ławce, zaczął stawiać coraz to szybkie kroki, ale
wciąż nie podnosił wzroku, wciąż wpatrywał się w swoje obuwie. Chciał jak
najszybciej dotrzeć do celu i oddać się lekturze. Nagle wpadł na kogoś.
Przewrócił pewną brunetkę. Odruchowo wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać, ale
szybko oprzytomniał. Cofnął dłoń.
-Co ty wyprawiasz? Patrz jak
chodzisz! - Oburzyła się panna, wstając i otrzepując się.
-Przepraszam - wymamrotał, po
czym wyminął dziewczynę i ruszył dalej.
Poszkodowana obróciła się za
nim. W jej spojrzeniu malowała się złość zmieszana z ciekawością. Tak samo jak
on często przychodziła do tego parku. Widywała go nieraz. Intrygował ją. Na
jego widok od razu w głowie pojawiała się jej masa pytań. Dlaczego on ciągle tu
przychodzi? Dlaczego zawsze jest sam? Dlaczego na nikogo nie patrzy? Dlaczego,
dlaczego, dlaczego... Lubiła tajemnice, a ten chłopak właśnie nią był -
chodzącą zagadką. Parę razy próbowała do niego zagadać, ale bez skutku. Nigdy
nawet na nią nie spojrzał. Zbywał ją milczeniem albo po prostu odchodził.
Później poddała się i czasem tylko obserwowała go z daleka. Mimo że była
zdziwiona, gdy nawet po zderzeniu nie uraczył jej spojrzeniem, nie zamierzała
znów rozpoczynać rozmowy. Zamierzała zachować resztki dumy. Otrzepała się raz
jeszcze, popatrzyła na niego po raz ostatni i poszła dalej, zastanawiając się
nad kolorem jego oczu, których nigdy nie ujrzała.
A on w tym czasie coraz bardziej zbliżał się do
ławki. Jeszcze kilka metrów dzieliło go od ulubionego miejsca... Bezpiecznego
miejsca, w którym nikomu nie zagrażał. Wszystko potoczyłoby się cudownie, gdyby
nie pojawił się mały chłopiec. Miał może sześć lat i piękne blond loczki. Kiedy
niespodziewanie przytulił się do nóg Deana, w jego oczach tańczyły iskierki
szczęścia. Swoimi czekoladowymi tęczówkami spojrzał na chłopaka. Na twarzy miał
wymalowany cudowny dziecięcy uśmiech i z równie wspaniałą dziecięcą radością
spytał:
-Pobawisz się ze mną?
Chłopak zamiast odpowiedzieć
padł na kolana. Przez szloch śmiesznie trzęsły mu się plecy. Nie zdążył zetrzeć
łez rękawem bluzy. Zbyt szybko poleciały strumieniem po policzkach. W dupie
miał czy płacz mu teraz pomoże czy też nie. Potrzebował wyrzucić z siebie swój
żal i smutek. Złapał oszołomionego blondynka za dłoń i powiedział:
-Przepraszam. - Pogłaskał go
po policzku. - Tak bardzo przepraszam.
-Czyli nie pobawisz się ze
mną? - zdziwione dziecko zapytało ponownie, a Dean nie potrafił powiedzieć już
nic więcej, więc tylko pokręcił głową.
Blondyn odchodząc od niego, co chwilę spoglądał w jego
stronę. Nie rozumiał zaistniałej sytuacji. Właściwie nikt, oprócz chłopaka
płaczącego w środku parku, nie pojmował, co się wydarzyło. Chłopak wiedział, że
dzieciak następnego dnia o tej samej godzinie będzie już martwy. Przeczuwał, że
umrze w nocy. Zwykle ginęli właśnie o tej porze. Zaraz...Ginęli? Zwykle byli mordowani o tej porze.
No i co myślisz? ^.^